Coraz więcej Polaków jest podatnych na rosyjską propagandę
Rosyjska narracja, głównie w mediach społecznościowych odnosi sukcesy. Moskwa wykorzystuje do tego osoby publiczne, celebrytów i polityków. To wszystko ma służyć rozbiciu wspierających Ukrainę społeczeństw.
Warsaw Enterprise Institute (WEI), polski konserwatywny think tank informuje, że Polacy są coraz bardziej podatni na rosyjski przekaz propagandowy. Według WEI, coraz częściej uważamy ukraińskich uchodźców za ekonomicznych imigrantów. Trudna polsko – ukraińska przeszłość zwiększa głosy, aby zmniejszać pomoc dla Ukrainy. Oficer rezerwy polskich służb specjalnych płk Adam Jawor zwraca uwagę na fakt, iż zewnętrzna propaganda działa najskuteczniej w społeczeństwach podzielonych. Do takich należy społeczeństwo polskie, które zajmuje czołowe miejsce na rosyjskiej liście unicestwień. Pułkownik Jawor podkreśla wielką rolę mediów społecznościowych w kremlowskiej propagandzie.
– Media społecznościowe są teatrem działań wojennych. Słynne stało się powiedzenie ministra Siergieja Szojgu z 2015 roku: wszyscy musimy przyjąć do wiadomości, że słowa i aparaty fotograficzne, zdjęcia, Internet i ogólne informacje stały się kolejną bronią i komponentem sił zbrojnych. Wynika z tego, że dla współczesnej Rosji smartfon i media społecznościowe są taką samą bronią jak kałasznikow – powiedział płk Adam Jawor w Gazecie Prawnej.
Niepokojący sondaż
Przeprowadzone w styczniu badania na zlecenie WEI są niepokojące. Okazuje się, że w porównaniu z wrześniem 2022 r. znacznie wzrosła liczba osób zgadzająca się z tezami, że „Polski nie stać na uchodźców”, „nie należy drażnić Rosji, bo ma broń nuklearną”, „wojna to spisek liberalny elit Zachodu”, czy „nie powinniśmy pomagać Ukrainie, dopóki nie pokaja się za Wołyń i nie potępi Bandery”. Aż 63 proc. ankietowanych uważa, że Polski nie stać na uchodźców. 41 proc. jest zdania, że uchodźcy to imigranci ekonomiczni. 30 proc. twierdzi, że nie powinniśmy Ukrainie pomagać, dopóki nie przeprosi za Wołyń i nie potępi Bandery. 36 proc. chce pokoju, nawet za cenę ustępstw terytorialnych. 34 proc. twierdzi, że wojna to spisek liberalny elit Zachodu. 26 proc. respondentów za przyczynę wojny uważa ekspansję NATO na Wschód. Z tezą, iż na pomaganiu Ukrainie się nie skończy i zostaniemy wplątani w wieloletnie konflikty zbrojne zgadza się 52 proc. ankietowanych, a z tezą głoszącą, że „obecnie ma miejsce ukrainizacja Polski, która niszczy naszą kulturę i społeczeństwo” – 40 proc. Sondaż na próbie reprezentatywnej 1061 Polaków przeprowadzono we wrześniu 2022 r. i styczniu 2023 r.
Pułkownik Adam Jawor zauważa, Rosja wykorzystuje do swoich celów propagandowych osoby publiczne, polityków i celebrytów, którzy kierują się różną motywacją. – Część być może autentycznie kocha Rosję, część może mieć tego typu poglądy, które prezentuje, część chce być zwyczajnie oryginalna i dodaje, że Rosja usiłuje przekonać ludzi, że wojna została wywołana przez NATO, straszy powstaniem wściekłej banderowskiej Ukrainy, odwołuje się do polsko-ukraińskich relacji, akcentując trudne momenty z historii między krajami – mówi Jawor.
Plotki mają moc
W celu wywołania złego postrzegania Ukraińców w Polsce często rozsiewa się plotki. Jedna z takich była popularna kilka miesięcy temu i dotyczyła Ukrainek, które nie chciały płacić za usługi fryzjerskie i kosmetyczne. Pułkownik Jawor zwraca też uwagę, iż większość z takich plotek jest kreowana przez środowiska kwestionujące pandemię, a ten schemat jest powtarzany w każdym kraju.
– Trzeba cały czas podkreślać, że wspieranie Ukrainy jest naszym partykularnym, egoistycznym interesem narodowym. Musimy ponosić pewne koszty w postaci wysokiej inflacji, wysokich cen energii, to pokłosie każdej wojny. Stawką jest nasze bezpieczeństwo. Pytanie, czy wolelibyśmy płacić za paliwo 5 zł i mieć rosyjskie czołgi w okolicach Bugu – mówi pułkownik Adam Jawor.